W piękny słoneczny dzień postanowiłem wybrać się na ryby łódką. Wypłynąłem w morze do południa .. Wędkowałem, ale nie miałem jakoś szczęścia. Byłem daleko od brzegu i nagle rozpętał się lekki sztorm. Zacząłem płynąc do brzegu, lecz po chwili straciłem orientację. Sztorm się nasilał, a ja byłem kompletnie zagubiony na środku morza. Nie wiedziałem co się dzieje. Oczy zaszły mi mgłą .. Usłyszałem cichy głos, ale NIE! To nie był głos to był śpiew. Przepiękny śpiew jakby anioła, coś kazało mi płynąc
w jego strone. Nie wiem co to była za siła, ale gnałem jak szalony, chociaż deszcz zalewał mi oczy i ledwo widziałem, ale coś mnie ciągło, jak gdyby niewidzialna lina, ale zarazem delikatna jak "papier toaletowy xd". Śpiew ustał, a ja jakby się ocknąłem ze snu. Teraz też mnie ciągło, ale to wir wpadłem w pułapkę nigdzie wyjścia. Wtem zobaczyłem coś na skale, jakby przepiękny Anioł, ale nadal zamglony widok. Siedział/a na skale i patrzyła się jak tonę, na jej twarzy nie było żadnego uśmiechu, smutku, zawodu, złości .. Łódka roztrzaskała się, jak zapałka, a ja bezbronny wpadłem do wody .. Po paru minutach straciłem przytomność, jednak czułem jakby coś mnie niosło/pchało/wlekło .. Po chwili już nic nie czułem. Ocknąłem się na plaży, lecz tam nikogo nie zauważyłem. Dopiero po paru minutach dostrzegłem zarys jakby syreny na skale, a obok kartę super mocy. "To niemożliwe" powiedziałem pod nosem, przecierając oczy ze zdumienia. Nie mogłem pojąc, jak ona mnie uratowała, ale czy to na pewno była ona? Skoro wpatrywała się na mnie, jak tonę? Po chwili przypłynęła do mnie. Nadal na twarzy nie widziałem uczucia. Byłem totalnie zszokowany. Co to za bakugan?